W
poprzednim poście wspomniałam o glöggu, który właśnie
teraz jest najchętniej spożywany na północy. To bardzo
aromatyczny, rozgrzewający i zazwyczaj procentowy napój (są
również wersje bez procentów, ale to już nie to
samo). Oczywiście można kupić w sklepie gotowy grzaniec, ale ja
zachęcam do zrobienia domowego glöggu. Nie jest to napitek,
którego można wypić zbyt dużo, gdyż ma dość intensywny
smak, ale rozgrzewa znakomicie. Poza tym przesadzenie z glöggiem
skutkuje niezbyt przyjemnymi konsekwencjami następnego dnia...
Glögg
butelka
czerwonego wina (ja użyłam półwytrawnego)
8
ziaren kardamonu
8
goździków
2
laski cynamonu
skórka
z jednej pomarańczy
6
suszonych fig
1
dl cukru
80
ml koniaku lub wódki
rodzynki
migdały
obrane ze skórki
Przygotowanie:
Do
garnka wlej wino, dodaj kardamon, goździki, cynamon, skórkę
z pomarańczy. Wszystko podgrzej, ale uważaj, żeby nie zagotować.
Zdejmij z ognia, dorzuć figi i odstaw na co najmniej 4 godziny (w
sumie im dłużej tym lepiej).
Po
tym czasie wyjmij przyprawy, skórkę pomarańczy, dodaj cukier
i ponownie podgrzej wino. Zdejmij z ognia i dodaj koniak lub wódkę.
Do
szklaneczek wrzuć kilka obranych migdałów oraz rodzynek,
wlej glögg (bez fig).
Podawaj
natychmiast.
Smacznego!
Przepis dodaję do akcji "Tęcza smaków 2" - kolor fioletowy.